Czy natura i czas wygra z właścicielami pokrzyżackiego zamku w Morągu?

Morąg to sympatyczna miejscowość. Panie w informacji turystycznej sprawiają wrażenie bardzo zaangażowanych w promocję miasta, które ma mnóstwo fajnych atutów historycznych, w tym jeden niedoceniany od setek lat – zamek – w latach świetności odgrywający niebagatelną rolę w życiu Zakonu Krzyżackiego.

Dzisiaj z zewnątrz przypomina pozbawiony gustu stary dom o zdewastowanych ścianach i oknach, nakryty drewnianym poddaszem i papą. Spojrzawszy nań od strony pałacu Dohn’ów pomyślałem: – Co to za kamienica? Długo upewniałem się, patrząc na mapę miasta, że to jednak pozostałość siedziby komturów. Dopiero przejście przez bramę wjazdową na obszerny dziedziniec za ocalałą częścią niegdyś imponującej budowli uświadamia rangę miejsca.

Stary Morąg od drogi wyjazdowej z miasta - zamek po lewej

Stary Morąg od drogi wyjazdowej z miasta – zamek po lewej

Tu działa się historia. Zamek zaczęto budować na miejscu staropruskiej osady Pogezan mniej więcej w 1280 r. – na skraju nieistniejącego już jeziora Morąg – najpierw jako rzekomo drewnianą strażnicę (na co nie znaleziono dowodów archeologicznych), przeznaczoną na siedzibę prokuratora. Budowa przyspieszyła po nadaniu Morągowi praw miejskich w 1327 r. a zamkowi w 1331 r. rangi siedziby krzyżackiego wójta. Wzniesiono mury i budynki z cegły na kamiennych fundamentach ułożonych w trapez.

Jezioro osłaniało fortalicje od południa i zachodu. Zamek musiał pięknie wyglądać w otoczeniu wyciszonego lustra wody. Mógł kojarzyć się z miastami Hanzy. Dzisiaj z jeziora Morąg pozostało bagienne rozlewisko przekształcone na użytek ekologiczny, będący matecznikiem dzikiego ptactwa wielu rzadkich gatunków. W swojej historii rozlewisko zostało kompletnie osuszone i przekształcone na łąki (w XIX wieku), jednakże skutkiem zaniechania odwadniania, woda wróciła, ozdabiając miejską panoramę.

Rozbudowa zamku trwała prawie sto lat. Po pokoju toruńskim ustanowiono w nim siedzibę komtura, Henryka Reuss’a von Plauen, który przez niecały ostatni rok swojego życia piastował godność Wielkiego Mistrza. Zmarł w Morągu po oddaniu hołdu lennego. Po jego śmierci 2 stycznia 1470 r. zamek zaczął tracić znaczenie. Siedzibą komtura był tylko do 1474 r. Po sekularyzacji państwa krzyżackiego oddano go w dzierżawę książęcemu staroście, Piotrowi zu Dohna. Zainicjowana przez wielkiego mistrza Jerzego Fryderyka Hohenzollern’a w 1584 r. przebudowa nie uratowała zamku. Po wygaśnięciu prawie 80 letniej dzierżawy Dohnowie przenieśli się do swojego imponującego pałacu, do którego budowy używali (podobno) cegieł z rozebranych zamkowych zabudowań. Potem runęła wieża ostatecznej obrony, zniknęły rozebrane mury.

Z całego świetnego obiektu została owa pozbawiona stylu budowla zwana patetycznie renesansowym północno-zachodnim skrzydłem i wielki dziedziniec z ruinami odsłoniętych fundamentów starych gotyckich murów, wież i nieistniejących już budowli – całość otoczona oddalonymi zdziczałymi łąkami, nowożytnymi bezstylowymi zabudowaniami, szuwarami rozlewiska w oddali i głęboką fosą o suchym zakrzaczonym dnie, oddzielającą miejsce od pozostałej części historycznego centrum Morąga.

Jedno z wejść na dziedziniec zamkowy w uścisku natury

Jedno z wejść na dziedziniec zamkowy w uścisku natury

Przekroczywszy bramę na dziedziniec, ku swojemu zdumieniu zobaczyłem mężczyznę, całego, łącznie z twarzą, obsypanego ceglanym pyłem. W pierwszym odruchu pomyślałem: – Kolejny historyczny przebieraniec robiący za żywy pomnik. Okazało się, że za pomocą pilarki ciął cegły na podłużne paski, by za ich pomocą odtwarzać historyczny wystrój kilku pomieszczeń na parterze obok wejścia do prowizorycznego muzeum. Oderwawszy się od swojej pracy, ów pracownik, a właściwie pasjonat miejsca (jak sam przyznał emigrant z Warszawy), pokazał ich wnętrza. Rzeczywiście próby doraźnej renowacji były nadzwyczaj pomysłowe. Żmudne czyszczenie starych gotyckich cegieł, odtwarzanie starych spoin i tynków dawało ciekawe efekty.

Potem zaprowadził nas na piętro, gdzie w obszernej sali odkryto podczas próby remontu drewnianego stropu poddasza renesansowe polichromie z przełomu XVI i XVII wieku. Niektóre fragmenty malowideł zachowały żywe barwy. Odkrycie okazało się niezmiernie kłopotliwe dla obecnych prywatnych właścicieli zamku, wstrzymując postęp prac remontowych. Nie obyło się bez wizyt konserwatorów zabytków z warszawskiej ASP, którzy opracowali projekt rekonstrukcji Wielkiej Sali. Wszystkie prace są teraz prowadzone pod nadzorem wojewódzkiego konserwatora zabytków, który jednak poza stereotypowymi zaleceniami, nie zaangażował się w pomoc przy kontynuacji prac. Właściciele próbują niekonwencjonalnymi inicjatywami pozyskać pomoc finansową. Na zamku działa pracownia architektury dawnej oraz akademia rzemiosł dawnych.

This slideshow requires JavaScript.

Z okien na poddaszu widać panoramę dawnego jeziora, którego dzisiejszą skurczoną taflę otaczają łany wybujałych szuwarów. W południe widok dziedzińca zalanego słońcem zmusza do mrużenia oczu, kiedy podejmujesz próbę spojrzenia przez okno z piętra po dłuższym pobycie w sali z polichromią. Patrząc na owe odkryte skarby, których nikt już się nie spodziewał, po epoce użytkowania zabytku w charakterze archiwum, siedziby organizacji młodzieżowych, dyskoteki, kina, kiedy doraźne remonty ograniczały się do barbarzyńskiego zamalowywania i tynkowania starych ścian, zaczynasz odczuwać, żeś w niezwykłym miejscu, które ma szansę odżyć dzięki kosztownej mozolnej odbudowie, jako zabytek służący za hotel z historycznymi atrakcjami.

Piotr Petrel

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *